Patrycja Juszkat: Nie chcę, żebyś umarła mamo — słyszy rodzic chłopca, którego najlepszy przyjaciel kilka dni wcześniej stracił mamę w wypadku samochodowym. Dziecko dopytuje — a jeżeli Ty też umrzesz, kiedy ja będę w szkole? Czy jesteśmy w ogóle w stanie zapewnić dziecku poczucie bezpieczeństwa, kiedy w jego poukładany, przewidywalny świat wdziera się świadomość, że jesteśmy śmiertelni?
Aneta Zychma: To bardzo złożone pytanie. Myślę, że przede wszystkim punktem wyjścia w kwestii ogólnie rozumianego poczucia bezpieczeństwa u dziecka jest dostępność emocjonalna osób, które są mu najbliższe. Dostępność emocjonalna czyli nasza gotowość na dostrzeganie i reagowanie na emocje dziecka, współodczuwanie, wspieranie w ich przeżywaniu oraz w próbach zrozumienia i nazywania różnych uczuć. To także mówienie o swoich emocjach: tych pozytywnych i tych trudniejszych, które często próbujemy przed dzieckiem ukryć. W sytuacji, w której dziecko wie, że może na nas liczyć, łatwiej mu będzie oswoić się z tematem śmiertelności. Zamiast ignorować zainteresowanie dziecka śmiercią i umieraniem reakcjami typu „daj sobie spokój z takimi pytaniami!”, „nie czas na takie tematy”, „nie masz innych zmartwień?”, lepiej znaleźć w sobie odwagę i zasoby na spokojną, szczerą rozmowę.
Dziecko wysłuchane, które ma szansę uzyskać proste i szczere odpowiedzi na swoje pytania, może zbudować w sobie bezpieczną przestrzeń, w której nawet śmierć zyskuje „ludzką, zrozumiałą twarz”. Tak więc swoją postawą mamy ogromny wpływ na to, w jaki sposób dziecko będzie myślało o śmierci, śmiertelności. W przytoczonym w pytaniu przykładzie na pierwszy plan wysuwa się strach dziecka o jego losy po śmierci mamy.
Słysząc więc takie obawy, warto przede wszystkim podać dziecku gotowe rozwiązanie, mówiąc, np.: „Kochanie, widzę, że martwisz się o to, co by się stało, gdybym umarła, gdybym przykładowo zginęła
w wypadku samochodowy, prawda? Chcę Ci powiedzieć, że przede wszystkim takie wypadki zdarzają się bardzo rzadko, ale nawet gdybym nagle umarła, to zaopiekuje się Tobą…(i tutaj wskazać konkretną, realną osobę).”
Tym, co jest dla dziecka najtrudniejsze do udźwignięcia, to poczucie odtrącenia, zignorowania, czy wykluczenia („jesteś za mały, żeby rozmawiać o śmierci”), dlatego udzielenie prostej, zwięzłej i zgodnej z prawdą odpowiedzi jest naprawdę ogromnie ważne.
Patrycja Juszkat: Trudno nam, dorosłym rozmawiać o śmierci. A czego boją się dzieci, kiedy pojawia się temat śmierci?
Aneta Zychma: Dziecięcych lęków dotyczących śmierci jest bardzo dużo. Może to być strach przed zmarłymi (duchami), strach przed własną śmiercią, lęk przed śmiercią najbliższych, obawy o to, co się stanie, gdy rodzice umrą, wątpliwości dotyczące fizjologicznych aspektów umierania (na czym polega umieranie, czy śmierć boli). Często, zwłaszcza u małych dzieci, u których dominuje myślenie magiczne, pojawia się lęk o to, że swoim zachowaniem spowodowały czyjąś śmierć, np. „mama umarła, ponieważ byłem niegrzeczny”. Dzieci boją się również, że zapomną twarz, głos zmarłej osoby. Inne lęki natomiast pojawiają się u dzieci chorych terminalnie. One najczęściej boją się samego procesu umierania (ponownie aspekty fizjologiczne), tego, co się z nimi stanie po śmierci, jak ich śmierć wpłynie na najbliższych, czy rodzice o nich nie zapomną, co się stanie z ich rzeczami.
Patrycja Juszkat: Czasem śmierć przychodzi nagle, nierzadko jednak dzieci są świadkami długiej, wyniszczającej choroby rodzica lub bliskiej osoby. Jak odnaleźć siłę, aby zaopiekować się swoim, dorosłym bólem i towarzyszyć w tym małemu dziecku?
Aneta Zychma: To kolejne złożone zagadnienie. Mówi się, że potrzebna jest cała wioska, by wychować dziecko. Jestem przekonana, że w przypadku umierania, żałoby jest dokładnie tak samo. Potrzebujemy wokół siebie ludzi gotowych nam pomóc, życzliwych i godnych zaufania. I musimy zdobyć się na to, by o pomoc poprosić, a nie czekać, aż ktoś się sam domyśli.
Jesteśmy gatunkiem stadnym. To jest bardzo ważne w kontekście wszelkich doświadczeń życiowych, a zwłaszcza tych naprawdę trudnych, jak chociażby wyniszczająca, długa choroba kogoś bliskiego. Konieczne jest poczucie, że ktoś jest obok, że współodczuwa z nami, że możemy na niego liczyć. A gdy do tego wszystkiego dochodzi jeszcze obecność dziecka, które też próbuje odnaleźć się w tej bolesnej sytuacji, to naprawdę bez wsparcia z zewnątrz będzie nam trudno.
Jeśli więc nie możemy liczyć na rodzinę, przyjaciół, sąsiadów, trzeba poprosić o pomoc specjalistę czy poszukać lokalnej grupy wsparcia.
Patrycja Juszkat: Jakie najczęściej popełniamy błędy na tym etapie?
Aneta Zychma: Nie chciałabym tu używać słowa „błąd”, ponieważ brzmi to jak jakaś ocena, a nie o to w tym wszystkim chodzi. Bliższe jest mi rozróżnienie na to, co nas wspiera i na to, co wspierające nie jest. I tak oto przekonanie, że jesteśmy wszechmocni i poradzimy sobie sami z chorobą i umieraniem bliskiej osoby, nie pomaga. Aktem odwagi, o ironio, jest przyznanie się do tego, że potrzebujemy wsparcia i poproszenie o nie. Na niekorzyść może też być chęć ukrywania swojej sytuacji przed otoczeniem (ludźmi w pracy, nauczycielami w szkole dziecka), gdyż wymusza na nas ( i na dziecku) zakładanie maski, odgrywanie roli osoby, u której „wszystko jest ok”, a przecież nie jest. Danie sobie i dziecku prawa do wyrażania uczuć, do mówienia o własnej trudnej sytuacji, tworzy przestrzeń dla empatii, tak bardzo potrzebnej, gdy doświadczamy bolesnych emocji.
Patrycja Juszkat: Czy warto zabrać dziecko do szpitala, aby mogło pożegnać się z ukochaną babcią?
Aneta Zychma: To zależy od wielu czynników. Chociażby od wieku dziecka, kondycji babci, naszej kondycji psychicznej, a przede wszystkim od tego, czy dziecko wyraziło swoją zgodę na taką wizytę. Dlatego ponownie wracamy do kwestii rozmowy. Warto wyjaśnić dziecku, czym jest szpital, czego się może tam spodziewać, dlaczego babcia jest w szpitalu, jak teraz babcia wygląda, czym jest aparatura szpitalna, jak długo będą trwać odwiedziny, czy babcia będzie mogła rozmawiać, itd.
I jeśli już pójdziemy z dzieckiem odwiedzić babcię w sali szpitalnej, to musimy być bardzo czujni na wszystkie sygnały wysyłane przez dziecko. Gdy tylko zauważymy, że czuje się niekomfortowo, reagujmy. Gdy dziecko będzie chciało natychmiast wyjść, wyjdźmy. Nie zmuszajmy też dziecka, by się zbliżało do babci. Pozwólmy mu wybrać odległość, z jakiej chce wszystko widzieć.
Patrycja Juszkat: A kiedy reaguje strachem, bo babcia wygląda, pachnie inaczej, a przy szpitalnym łóżku pełno przerażających aparatur?
Aneta Zychma: To trzeba ten strach zaakceptować i „przegadać”. Słowa mają ogromną moc. Dialog to naprawdę piękne narzędzie, które pomaga oswajać się z tym co nieznane, budzące lęk.
Patrycja Juszkat: Po czym poznać, że dziecko potrzebuje naszego wsparcia? Na jakie sygnały zwracać uwagę?
Aneta Zychma: Na to nie ma gotowej odpowiedzi. Wszystko zależy od konkretnego dziecka. Mogą to być przede wszystkim gesty i zachowania wskazujące na chęć wycofania się: spuszczona głowa, kurczowe trzymanie za rękę, odwracanie głowy, wiercenie się lub zastygnięcie w jednej pozycji, brak odpowiedzi na zadawane pytania. To również zachowania nietypowe dla tego dziecka, stąd tak ważne jest nasze wyczulenie na komunikaty (werbalne i niewerbalne), które do nas wysyła.
Patrycja Juszkat: Zabrać dziecko na pogrzeb?
Aneta Zychma: Tutaj sytuacja ma się dokładnie tak samo jak w przypadku wizyty w szpitalu. Najpierw dziecko powinno usłyszeć jak najwięcej informacji na temat przebiegu pogrzebu: najlepiej krok po kroku. Ważne jest też przygotowanie dziecka na różne zachowania osób uczestniczących w pogrzebie. Warto wyjaśnić, że każdy z nas na swój sposób wyraża ból po stracie i tęsknotę: jedni milczą, inni cicho szlochają, a jeszcze inni głośno zawodzą. Dopiero po udzieleniu wyczerpujących odpowiedzi na wszelkie pytania dziecka i wyrażeniu przez nie chęci wzięcia udziału w pogrzebie, możemy je zabrać ze sobą. I tak jak w przypadku wizyty w szpitalu musimy wziąć pod uwagę opcję, że dziecko nagle zmieni zdanie. Wtedy akceptujemy jego wybór i, np. zawracamy w połowie drogi. Musimy też zadbać w tej sytuacji o siebie samych. Jeśli nie czujemy się na siłach, by wspierać emocjonalnie dziecko w trakcie pogrzebu, poszukajmy osoby, która będzie cały czas obok nas i pomoże nam w razie potrzeby.
Patrycja Juszkat: Widok pogrążonych w bólu, płaczących dorosłych może być dla dziecka przerażający? Na ile możemy odsłonić przed dzieckiem swoje emocje?
Aneta Zychma: Tłumienie emocji przed dzieckiem, chowanie się ze swoim bólem to nie jest najlepszy pomysł. Wtedy dziecko czuje się z jednej strony wykluczone, a z drugiej, samo pogrążone w żałobie, może mieć wrażenie, że jest z nim coś nie tak, bo jemu jest smutno, a dorosły obok udaje, że wszystko jest ok. Kolejny raz wracamy do tematu rozmowy: autentycznej, szczerej i prostym językiem. Jeśli sami nie czujemy się na siłach, by taką rozmowę z dzieckiem odbyć, poprośmy o pomoc kogoś bliskiego lub specjalistę.
Patrycja Juszkat: kiedy dorosły sam nie radzi sobie z żałobą, a temat śmierci wiąże się z ogromnym lękiem?
Aneta Zychma: Wtedy potrzebne jest profesjonalne wsparcie. Możemy udać się do psychologa, traumatologa albo poprosić o pomoc…towarzyszkę w żałobie. W Polsce, póki co, jest jedna taka towarzyszka – Pani Anja Franczak z Warszawy (prowadzi bloga Sprawy Ostateczne). Za granicą, w Niemczech czy Wielkiej Brytanii taki zawód jak „konsultant w żałobie” jest rozpowszechniony i każdy, kto mierzy się z cierpieniem po stracie bliskiej osoby, może zwrócić się do tego typu osoby po pomoc. Towarzysz w żałobie pracuje z ludźmi umierającymi i ich rodzinami, wspiera w organizacji pogrzebu, ale przede wszystkim pomaga w długofalowym przeżywaniu żałoby. Ciekawą i wartą uwagi inicjatywą jest też projekt Fundacji Ludzie i Medycyna pod nazwą „Rozmawianie o śmierci cię nie zabije”. W jego ramach powstała talia kart, które ułatwiają rozmowę o przemijaniu i do tej rozmowy zapraszają. Podsumowując, potrzebny nam jest drugi człowiek, a dokładniej jego empatyczna i pełna życzliwości obecność, a czasami też profesjonalna wiedza i doświadczenie
w temacie przeżywania żałoby.
Patrycja Juszkat: Dziękuję za rozmowę.
You must be logged in to post a comment.